Może niejeden nazwałby to ignorancją,
niedbalstwem, prostactwem albo jeszcze innym niechlubnym epitetem...
...a dla mnie oprócz serdecznego
rozbawienia, to jest niezamazany obraz miłości rodzicielskiej...
W poniedziałkowy poranek mijałam naszego
malarza, jak zwykle w maseczce chirurgicznej, czapeczce z daszkiem, który zamiast
zdzierać farbę z bramy, coś pisał na kawałku kartonu i z dumą wskazując na
uczennicę naszej szkoły, przedstawił mi ją mówiąc:
-To moja córka...
Niedługo trwało, żebym przekonała się co
było dziełem powstającym na kartonie...
Był to akt urodzenia córki, bo takowy
jest wymagany przed przystąpienia do egzaminów kończących edukację w szkole
podstawowej...
Czyż on nie jest cenniejszy i bardziej
wiarygodny niż niejeden akt z urzędu na papierze z wodnymi znakami i znaczkami
skarbowymi???
Tak kochać potrafią tylko Rodzice...