Ile kosztuje pół
kozy?!...
Właściwie piszę ten
post z pewną goryczą i buntem w sercu...
Tydzień temu w
piątek, przyszedł do mnie nauczyciel najstarszej klasy, Jonathan, wraz z jedną ze swoich uczennic, Zitą. Miałam
tyle do zrobienia, że jak zobaczyłam we drzwiach biura ten duet, nie
podskoczyłam z radości, bo gdy nauczyciel przychodzi z uczniem do biura,
znaczy, że się nie rozumieją i trzeba im pomóc zbliżyć się do siebie,
zrozumieć, zaakceptować, uszanować....
Usiedli i o dziwo
Jonathan zaczął spokojnie mówić, że ojciec Zity, chce ją sprzedać za żoną
mężczyźnie, który pochodzi z wioski Galo, a Ona chciałaby kontynuować naukę,
zdać egzaminy i pójść do liceum.... i cóż tu zrobić....
Poprosiłam, żeby
Tata przyszedł do mnie w poniedziałek, a jeżeli chciałby ją oddać w weekend to
ma przybiec, uciec do mnie.
W poniedziałek Zita
stawiła się w szkole mówiąc, że Tata przyjdzie... ale minęła przerwa obiadowa,
minęła sjesta, już zamykałam wieczorem biuro, a Taty nie ma....ale przy
afrykańskim poczuciu czasu jeszcze się nie martwiłam, zwłaszcza, że Zita była
obecna w szkole....
Wtorkowy
poranek....
...przyszedł
przewodniczący Rady Rodziców, Pan Piotr, który zawodowo pracuje w radio SIRIRI,
oczywiście najpierw opowiedziałam Mu o problemie, który mamy w szkole, a
dopiero później przeszliśmy do pracy, która na nas czekała, raportów,
sprawozdań... i gdy już Pan Piotr składał ostatni podpis w drzwiach pojawił się
inny mężczyzna, którego wcześniej nigdy nie widziałam... Gdy spytałam:
-Mo yeke zo wa???
Kto Ty jesteś?
-Mbi yeke Baba ti
Zita. Ja jestem tatą Zity.
I o dziwo z pokojem
w sercu poszłam zawołałam wychowawcę Zity, usiedliśmy spokojnie w czwórkę i...
...oczywiście jak
na dyrektor przystało, zaczęłam tłumaczyć wszystkie argumenty o tym, że Zita
nie jest gotowa pod względem psychicznym, fizycznym na bycie żoną i matką
właśnie teraz... argumenty o godności ludzkiej, wolności, o łamaniu praw
dziecka, o predyspozycjach intelektualnych do kontynuowania nauki, aby zapewnić
swojemu przyszłemu mężowi i dzieciom, lepszą przyszłość, aby móc się rodzicami
zaopiekować w ich starości...
...i... i NIC, nie
dotarło, nie przemówiło....
Później słowo
zabrał, Piotr, Prezydent Rady Rodziców i nastraszył Tatę Zity, że jeśli tylko
Ją odda teraz temu Panu, to On to ogłosi w Radio i napisze oskarżenie do
organizacji humanitarnej, która zajmuje się przestrzeganiem praw dziecka i
kobiet...
...i...i NIC, nie
dotarło, nie przemówiło, nie przestraszyło...
Na koniec ostatnia
deska ratunku, Jonathan...
Prawdę mówiąc, jest
to jeden z moich nauczycieli, którego szanuję
i myślę, że respektuje kobiety, więc liczyłam na niego jak na taką
brzytwę, której chwyta się tonący, a gdy zaczął swoje tłumaczenie, zbladłam...
- Powiedz mi...
Zwrócił się do
Taty.
-Kim Zita zostanie,
gdzie będzie pracować, gdy oddasz Ją teraz za żonę?
-Będzie pracowała w
polu, albo sprzedawała na rynku.
-No właśnie! A ile
za Nią dostałeś?
-15.000 cfa. (tyle
kosztuje pół kozy)
-No widzisz....
-A gdzie pracują
dziewczyny, które skończyły college?
-W banku, w szkole,
w biurze.
-No widzisz. Jak Ją
oddasz teraz, to na pewno nie kupi Ci pięknego garnituru, a gdy pozwolisz Jej
kontynuować naukę, to jak po szkole dostanie dobrą pracę, to kupi Ci taki
garnitur, że cała wieś będzie Ci zazdrościła.
I na tym Jonathan
zakończył swoją wypowiedź, a ja myślałam, że go zwolnię, a co zrobił Tata,
podparł się pod boki i powiedział:
-Teraz to rozumiem,
Ona rzeczywiście ma ładny charakter pisma, niech się uczy, nie dam Jej teraz za
żonę, zrozumiałem.
Wstał, podziękował,
podał nam dłoń na pożegnanie i wyszedł. Piotr i Jonathan, najzwyczajniej w
świecie wstali, odnieśli krzesła do pokoju profesorów, z którego je przynieśli
i odeszli każdy do swoich obowiązków, tak jakby to co przed chwilą usłyszeli
było czymś zwykłym, normalnym, codziennym...
... a ja mam nadzieję,
że Zita nigdy się nie dowie za ile Tata chciał Ją sprzedać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz