niedziela, 26 kwietnia 2015

Cena kozy....





Ile kosztuje pół kozy?!...
Właściwie piszę ten post z pewną goryczą i buntem w sercu...
Tydzień temu w piątek, przyszedł do mnie nauczyciel najstarszej klasy, Jonathan,  wraz z jedną ze swoich uczennic, Zitą. Miałam tyle do zrobienia, że jak zobaczyłam we drzwiach biura ten duet, nie podskoczyłam z radości, bo gdy nauczyciel przychodzi z uczniem do biura, znaczy, że się nie rozumieją i trzeba im pomóc zbliżyć się do siebie, zrozumieć, zaakceptować, uszanować....
Usiedli i o dziwo Jonathan zaczął spokojnie mówić, że ojciec Zity, chce ją sprzedać za żoną mężczyźnie, który pochodzi z wioski Galo, a Ona chciałaby kontynuować naukę, zdać egzaminy i pójść do liceum.... i cóż tu zrobić....
Poprosiłam, żeby Tata przyszedł do mnie w poniedziałek, a jeżeli chciałby ją oddać w weekend to ma przybiec, uciec do mnie.
W poniedziałek Zita stawiła się w szkole mówiąc, że Tata przyjdzie... ale minęła przerwa obiadowa, minęła sjesta, już zamykałam wieczorem biuro, a Taty nie ma....ale przy afrykańskim poczuciu czasu jeszcze się nie martwiłam, zwłaszcza, że Zita była obecna w szkole....
Wtorkowy poranek....
...przyszedł przewodniczący Rady Rodziców, Pan Piotr, który zawodowo pracuje w radio SIRIRI, oczywiście najpierw opowiedziałam Mu o problemie, który mamy w szkole, a dopiero później przeszliśmy do pracy, która na nas czekała, raportów, sprawozdań... i gdy już Pan Piotr składał ostatni podpis w drzwiach pojawił się inny mężczyzna, którego wcześniej nigdy nie widziałam... Gdy spytałam:
-Mo yeke zo wa??? Kto Ty jesteś?
-Mbi yeke Baba ti Zita. Ja jestem tatą Zity.
I o dziwo z pokojem w sercu poszłam zawołałam wychowawcę Zity, usiedliśmy spokojnie w czwórkę i...
...oczywiście jak na dyrektor przystało, zaczęłam tłumaczyć wszystkie argumenty o tym, że Zita nie jest gotowa pod względem psychicznym, fizycznym na bycie żoną i matką właśnie teraz... argumenty o godności ludzkiej, wolności, o łamaniu praw dziecka, o predyspozycjach intelektualnych do kontynuowania nauki, aby zapewnić swojemu przyszłemu mężowi i dzieciom, lepszą przyszłość, aby móc się rodzicami zaopiekować w ich starości...
...i... i NIC, nie dotarło, nie przemówiło....

Później słowo zabrał, Piotr, Prezydent Rady Rodziców i nastraszył Tatę Zity, że jeśli tylko Ją odda teraz temu Panu, to On to ogłosi w Radio i napisze oskarżenie do organizacji humanitarnej, która zajmuje się przestrzeganiem praw dziecka i kobiet...
...i...i NIC, nie dotarło, nie przemówiło, nie przestraszyło...

Na koniec ostatnia deska ratunku, Jonathan...
Prawdę mówiąc, jest to jeden z moich nauczycieli, którego szanuję  i myślę, że respektuje kobiety, więc liczyłam na niego jak na taką brzytwę, której chwyta się tonący, a gdy zaczął swoje tłumaczenie, zbladłam...
- Powiedz mi...
Zwrócił się do Taty.
-Kim Zita zostanie, gdzie będzie pracować, gdy oddasz Ją teraz za żonę?
-Będzie pracowała w polu, albo sprzedawała na rynku.
-No właśnie! A ile za Nią dostałeś?
-15.000 cfa. (tyle kosztuje pół kozy)
-No widzisz....
-A gdzie pracują dziewczyny, które skończyły college?
-W banku, w szkole, w biurze.
-No widzisz. Jak Ją oddasz teraz, to na pewno nie kupi Ci pięknego garnituru, a gdy pozwolisz Jej kontynuować naukę, to jak po szkole dostanie dobrą pracę, to kupi Ci taki garnitur, że cała wieś będzie Ci zazdrościła.
I na tym Jonathan zakończył swoją wypowiedź, a ja myślałam, że go zwolnię, a co zrobił Tata, podparł się pod boki i powiedział:
-Teraz to rozumiem, Ona rzeczywiście ma ładny charakter pisma, niech się uczy, nie dam Jej teraz za żonę, zrozumiałem.

Wstał, podziękował, podał nam dłoń na pożegnanie i wyszedł. Piotr i Jonathan, najzwyczajniej w świecie wstali, odnieśli krzesła do pokoju profesorów, z którego je przynieśli i odeszli każdy do swoich obowiązków, tak jakby to co przed chwilą usłyszeli było czymś zwykłym, normalnym, codziennym...

... a ja mam nadzieję, że Zita nigdy się nie dowie za ile Tata chciał Ją sprzedać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz