niedziela, 26 maja 2013

MAMA

Jezus przyszedł na świat jako Dziecko- Dziecko, które najbardziej potrzebuje Matki… Jezu przemień mnie w Siebie, przemień mnie w dziecko, daj mi będąc misjonarką- być matką każdego, kogo stawiasz na mojej drodze, do kogo mnie posyłasz, jednocześnie być dzieckiem, które Matki potrzebuje, potrzebuje Maryi, Maryi- Pierwszej Misjonarki, która niosła Ciebie już w Swoim łonie, niosła Ciebie z pośpiechem do Elżbiety, niosła Ciebie przez góry, przez przeciwności, niosła Ciebie ufając Bogu… Matką na wzór Maryi pod krzyżem… „Niewiasto oto syn Twój… oto Matka Twoja”… Misjonarka uczy się macierzyństwa w szkole Maryi. Na pewno łatwiej jest być przyjacielem, siostrą, nauczycielem ale być Matką…

Chować wiernie wszystkie te sprawy w swoim sercu, sercu, które przeszywa miecz boleści, sercu, które niejednokrotnie szuka z bólem i zadaje pytanie: „czemuś nam to uczynił”…. Chować sprawy tych najmniejszych, najsłabszych, najbiedniejszych, być Matką nadziei, Matką Dobrej Rady, Przyczyną Radości…. W RCA do kobiet mówi się „Mama”, nawet jeśli fizycznie nie jest ona twoją mamą. I póki mówią tak dzieci przy parafii, młodzież na spotkaniu w pajocie, to nie brzmi aż tak mocno, ale gdy mówi tak do ciebie starsza, schorowana kobieta, która sama urodziła i wychowała niejedno dziecko, to czuje się ciężar i łaskę tej „wielkiej rzeczy, którą uczynił mi Wszechmocny, którego Imię jest Święte”. Matka, która jest Pokorną Służebnicą, Matka musi być tak delikatna i czysta by nie zbrudzić i nie pokruszyć Tego, który pozostał pod postacią Chleba, w Hostii na ołtarzach świata. Tak otwarta na Słowo Ducha, by być gotową odpowiedzieć <<TAK>>, by Bóg mógł w Niej zamieszkać, by przyjmując Ciało z Jej Ciała, przemieniał Ją w Siebie. Misjonarka, Matka musi być Miłością.

 

sobota, 25 maja 2013

Tak powinna zaczynać dzień każda kobieta!

W czwartek, około 9:00, rozległo się szczekanie Krawatki, które przeważnie zwiastuje przybycie kogoś, choć nie zawsze człowieka, czasem węża, skorpiona, albo innego czworonoga.
Tym razem jednak byli to moi uczniowie. Od jakiegoś czasu trochę niedomagam i nadrabiam domowe zaległości. Junior, Lionel, Leger, Wiliam i Darcise przyszli mi powiedzieć po prostu:
"Dzień dobry! Jesteś piękna!"
I to wszystko!
Nie chcieli wody, ciasteczek, lizaków, nawet piłki....
Przyszli powiedzieć mi, że jestem piękna!
Właśnie tak każda kobieta powinna zaczynać dzień!
"Jesteśmy piękni Twoim pięknem Panie!" 

wtorek, 21 maja 2013

Spotkałam bosego Jezusa

Od jakiegoś czasu czytam bloga Siostry Judyty, misjonarki z Kamerunu, dziś zamieściła posta o „kobiecej miłości do butów”, do której ja muszę się przyznać bez namysłu…
Ten post przypomniał mi dzień, w którym zdarzyło się więcej, niż czasem przez cały tydzień…
06. 03. 2013 rok
 
Niesamowity dzień, ten sam, w którym było poświęcenie Szkoły i wmurowanie Krzyża…
Kiedyś o Uroczystości,…
… ale to był też dzień „wielu spotkań”… Zaraz po uroczystościach przyjechały do mnie Siostry Karmelitanki, jedna z Nich, moja „Krajanka”, miała lecieć niebawem do Polski i przyjechały odebrać moje przesyłki, pożegnać się i poprosić, żebym do Ich szpitalika, oddalonego o 30 km, zrobiła zaopatrzenie w leki, jak tylko wróci prąd do miasta, co mogło nastąpić kolejnego dnia, albo za 2 tygodnie;-)… Siostry nie zdążyły odjechać, jak przyjechała kolejna Ekipa, po swoje przesyłki, z Księdzem, który zostawił u nas swój samochód, gdyż jechali jednym na północ, to było tez bardzo radosne spotkanie, bo jedna z tych Sióstr przywiozła mnie do Kamerunu, a potem nie widziałyśmy się 9 miesięcy, a to takie bratnie mi dusze, więc sama radość…. Gdy siedzieliśmy rozmawiając, kto, kiedy w Polsce odprawia rekolekcje, żeby ustalić kiedy najlepiej się spotkać i kto z kim gdzie pojedzie na kazania, na animację misyjną i do której Mamy jedziemy najpierw, dojechał do nas Ks. Stanisław (Dziadek) i radość znowu się pomnożyła… ale czas leci nieubłaganie (dla nas „białych”) i żeby każdy dotarł przed zmrokiem do swojej misji i nie kazał domownikom czekać na siebie, rozstaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę, a ja zostałam, jak to po gościach ze zmywaniem i mnóstwem prezentów, bo ktoś awokado przywiózł, ktoś inny grejpfruty, ktoś inny ananasy … i tak obdarowana usiadłam do Nieszpór, myśląc, że jak człowiek tak biega, jak ja w ostatnim czasie, to trudniej się modlić, trudniej spotkać Boga, spotkać się z Nim….. w trakcie modlitwy przypomniałam sobie, że zostawiłam w klasie mój Krzyż, nie chciałam żeby przeleżał tam noc i poszłam po Niego, drogą przez las to są 2 minutki… i tuż przed Szkołą, spotkałam chłopca, który próbował naprawić swoje „babuszki”- takie klapki, japonki basenowe, które kosztują niecałe 1 euro… „bogaci” w Afryce chodzą albo w pełnych butach, albo w sandałach, a biedni w babuszkach, przy całej inwencji twórczej i najbardziej rozwiniętej pomysłowości, to są takie „jednorazówki”, nie da się ich naprawić. Spotkałam bosego Pana Jezusa, więc dałam Mu buty, a wróciłam do domu  w skarpetkach ale z Krzyżem… Ten mój brak czasu ostatnio jest Bożym zabieganiem, Pan pozwala się spotykać każdego dnia, więc „ NIE BRAK MI NICZEGO”… 

poniedziałek, 20 maja 2013

"Misyjne drogi"- anonimowy wiersz misjonarza

Misyjne drogi
to drogi EWANGELII
-radosnej nowiny
o Jezusie Chrystusie
który sam jest naszą drogą.
Misyjne drogi
to nadzieja i radość,
pokój, wolność i prawda.
To na nowo odnalezione
poczucie braterstwa.
Misyjne drogi
to spotkanie twarzą w twarz
z człowiekiem,
z jego wielkością i nędzą
z jego nadzieją, szczęściem,
bólem i rozpaczą,
z jego krzywdą i upodleniem.
Misyjne drogi
przedzierają się przez busz
i brną po pustyniach,
biegną ulicami wielkich miast
i wiją się od wioski do wioski,
prowadzą do fabryk,
biur i na uczelnie,
do indiańskich wigwamów,
eskimoskich igloo,
afrykańskich chat.
Misyjne drogi
nie mają rewirów zła,
nie omijają ludzkich problemów.
Misyjne drogi
idą drogami człowieka!
Nikt na nie nie wyrusza
za pieniądze czy z łaski,
dla kariery, poklasku czy przygód,
ale po to by dzielić swoją wiarę
i świadczyć o Chrystusie
konkretnym czynem miłości.
Misyjne drogi
to nie sprawa wyboru,
ale wierności słowom Pana:
"Będziecie mi świadkami,
aż po krańce świata".
(anonimowy misjonarz)
A ja biegnę... coraz dalej, .... coraz szybciej,... coraz wierniej.... Misyjną Drogą!
 
 
 
 
 

 


niedziela, 19 maja 2013

Kostka cukru, która potrafi osłodzić życie.



5-6 kwietnia 2013 byłam na pielgrzymce, z Ayos, do Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Atok. Pielgrzymkę prowadził Ojciec Paulin, Franciszek. Szłam z grupą dzieci, z Domu Dziecka. Mimo iż spotkaliśmy się po raz pierwszy, była między nami naturalna zażyłość. Jeśli się idzie drogą Pana, nie ma dali do serca drugiego Człowieka. Wystarczyły dwa dni, modlitwy, marszu, śpiewu, radości, otwartości, bliskości by dotknąć i doświadczyć tego co wieczne.

Gdy dojechałam na Mszę Świętą, drugiego poranka, moje Skarby już czekały, na naszych wczorajszych miejscach, niecierpliwiąc się, obok kogo tym razem usiądę. Każdy trzymał coś mocno w dłoni, zawinięte w czarnym plastikowym woreczku, w jaki przeważnie pakują tutaj zakupy, warzywa na „Marche” (targ, rynek).  Dyskretnie, jeden po drugim, przesuwały swoje małe rączki i wkładały w moją dłoń, by zostawić w niej tajemnicze „zawiniątko”.  Gdy po Mszy Świętej otwarłam woreczek, do mojego zadziwienia przyłączyło się wzruszenie. Każdy z nich zostawił dla mnie swoją kostkę cukru, którą dostał, tak jak dzieci w Polsce dostają czekoladę. Szybko rozdałam tą słodycz, aby radość rosła, a dobroć się mnożyła …

To były najsłodsze kostki cukru, które tego poranka otwarły, napełniły miłością i  osłodziły 3 serca: Ofiarodawców, moje i tych, którzy je zjedli…

„Bo miłosierny jest Pan i łaskawy”!
 

"Dawno, dawno temu, za siedmioma górami..."

Właśnie znalazłam początki swoich "afrykańskich notatek elektronicznych", ja się po dwóch latach nie mogę pohamować od śmiechu, a co dopiero jak będę wnukom opowiadała... Chociaż już czytałam książkę pt.: "Babcia w Afryce", więc czemu nie???....

Zapiski z 6 listopada 2011 roku

"Powoli poznaję życie w Afryce i na naszej misji, choć muszę przyznać, że to wcale nie jest takie proste, bo nawet stojąc na przeciw półki z produktami spożywczymi, zastanawiasz się co jest co?, bo większość rzeczy kupuje się od Arabów, więc nawet napisy nic nie mówią. Jednego razu stojąc tuż przed drożdżami i szukając z wielkim zapałem produktów do ciasta, wołam Proboszcza i pytam:
-Mietek, a w Afryce można kupić drożdże?
Zdarza się to wszystkim, więc w tym przypadku nie odbiegam od normy ;-)..."

"Trochę ciekawostek meteorologiczno- kulturowych...
W Afryce nie dzwoni się do drzwi, bo nie ma dzwonków, nie puka się, bo przeważnie drzwi wszystkich domów są otwarte, jeśli oczywiście dom ma drzwi, więc aby kogoś zawołać, albo dać znać, że się przyszło, klaska się w dłonie. Śmiejemy się, że jak na urlopie pójdziemy do teatru i zaczną bić brawo, to my będziemy pytać: Kto tam??? ;-)....


(....)
Jedyne do czego trudno mi się przyzwyczaić, to afrykańskie poczucie czasu, ciągle mam wrażenie, że źle zrozumiałam godzinę, na którą zapowiedzieli spotkanie... albo, że ją zmienili i zapomnieli mi o tym powiedzieć, a to po prostu już tradycyjne :" My mamy zegarki, a Oni mają czas"....


CDN.

sobota, 18 maja 2013

"Daj mi swoją moc, abym stał się łagodny..."


Niech Duch Pocieszyciel, napełnia Darem Chrześcijańskiej Radości,

Byśmy  umieli wlewać nadzieję,

 w serca tych, których Pan nam daje,
Darem Męstwa, abyśmy mieli odwagę wzrastać w wierze,

jak ziarenko, które
aby wykiełkować i stać się silnym drzewem,

musi przetrwać ból pękania,
Darem Rozumu, byśmy  umieli czerpać Bożą Mądrość, ze spotkań z drugim człowiekiem,
Darem Rady, byśmy potrafili słuchać Jego natchnień i poddawali się
Jego kształtującemu tchnieniu,
Darem Umiejętności, byśmy umieli twórczo podchodzić do każdej sytuacji,
Darem Mądrości, byśmy zawsze pragnęli się rozwijać i wzrastać,
Darem Pobożności, by nasze dusze oddychały szybciej niż ciała,

a w naszych oczach odbijał się zawsze blask Jego Oblicza,
Darem Bojaźni Bożej, byśmy zawsze trwali w przeświadczeniu,

że jesteśmy Jego Umiłowanymi bezgranicznie i bezwarunkowo Dziećmi!

piątek, 17 maja 2013

WSPOMNIENIE PORY SUCHEJ - misyjne rozważania Biblijne

WSPOMNIENIE
 
I zagościła na dobre pora sucha… w niedzielę wracałam ze Mszy św. a na niebie, zza mojego domu unosiła się smuga dymu i ognia, z niepokojem zbliżałam się w tamtą stronę, zastanawiając się czy w domu jest gaśnica, albo czy wąż sięgnie aż tak daleko… Gdy dotarłam na miejsce okazało się, że ktoś wypala trawy… co o tej porze roku jest całkiem normalne, zresztą większość nieobecności dzieci w szkole, usprawiedliwiane jest tym, że pomagają w wypalaniu traw… Gdy wracałam z RCA, gdzie Świętowałam Boże Narodzenie i Nowy Rok, w wielu miejscach płonęła sawanna, a ptaki, które wiją swoje gniazda wśród traw, pokrywały całe niebo, jak czarne chmury, które przesuwają się bardzo szybko, dym gryzł w oczy, nie sposób było włączyć na dobre klimatyzacji… Okna można myć codziennie, ale efektu i tak nie będzie widać, wszędzie osadza się niesiony z pustyni pył, więc jeśli ktoś w pedantyczny sposób dba o porządek, to miałby nie lada kłopot i musiał stoczyć raczej wewnętrzną walkę, bo fizycznie byłaby to syzyfowa praca. Uczciwe podlewanie naszego ogrodu, tak aby każda roślinka dostała przynajmniej kilka kropli wody, zajmuje 1 godzinę i 30 minut. Całe szczęście pora sucha, nie oznacza u nas suszy takiej jak w innych krajach Afrykańskich, gdzie brak deszczu odbiera co roku życie wielu ludziom. Czasem tylko w jakiejś studni, w tym czasie woda leci mniejszym strumieniem, w najgorszym wypadku trzeba pomaszerować do kolejnej wioski, gdzie pompa jest zanurzona głębiej.  Troszcząc się o nasz ogrodu, modlę się za wstawiennictwem św. Franciszka z Asyżu, który odznaczał się miłością do przyrody, za tych, którzy cierpią z powodu braku wody. Woda to rzeczywiście źródło życia i tego fizycznego i symbolicznie tego duchowego.

. I stanie Jezus na brzegu Jordanu i dotknie naszych słabości i otworzy się niebo i zabrzmi głos Ojca: „ Mój Syn Umiłowany”. I my „umiłowane dzieci” słyszymy ten sam głos Ojca podczas obrzędu chrztu, polani wodą, zanurzeni w życie z Ducha Świętego, płonie w nas iskierka życia Bożego. Radość w Afryce jest prawdziwym rytmem ich serca, które podczas chrztu, staje się sercem Dziecka Bożego. Pierwszy raz w Afryce brałam udział w sakramencie chrztu, w uroczystość Bożego Narodzenia i tym większa radość. Bóg rodzi się dla ziemi, a nowe Dzieci Boże rodzą się dla nieba. Msza święta trwała ponad 4 godziny i chyba tylko podczas kazania i przeistoczenia wierni nie tańczyli. Dziękczynienie za wiarę, za życie Boże w nas wyklaskane, wyśpiewane, wytańczone i żadne nawet najpotężniejsze kolumny nagłaśniające z koncertów światowej sławy gwiazd, nie zdołałyby zagłuszyć ich Wiary. W tej oto chwili to właśnie Bóg jest na pierwszym miejscu. Nie to, że za kilka minut znowu staną w obliczu swojej biedy, głodu, bólu, chorób, braku leków, szkół, perspektyw na przyszłość. Staną silniejsi o wiarę nowych Dzieci Bożych, silniejsi miłością Boga, który dla nich przyszedł na świat. Przyszedł w ich rzeczywistości biedy i niedostatku. A później, woda wlana do stągwi kamiennych w Kanie Galilejskiej, staje się źródłem radości, woda u początku cudów, które Jezus czyni, woda będąca symbolem posłuszeństwa sług weselnych. Afryka czeka na cud, cud pokoju, jedności, braterstwa.
 I było źródło Jakuba, przy studni w Samarii, spragniony Pan i poganka, gotowa przyjąć Dobrą Nowinę, woda, która gasi tęsknotę za życiem wiecznym, które jest pełnym zjednoczeniem z  Jezusem. I woła Pan, kogo sam zechce nad brzegiem wody, woła po imieniu. A Afryka ciągle czeka na tych, którzy przyniosą nowinę o Bogu miłości i miłosierdzia. Wzburzone wody jeziora Genezaret, które na Słowo Pana staje się spokojne. Woda, która dla uczniów stała się próbą zawierzenia Mistrzowi. I na Jego słowo zarzucą sieci, rozmnoży Pan owoc pracy rąk rybaków i da im znak wszechmocy swego Słowa. I pójdzie Piotr w swej porywczości po falach i przestraszy się, że on taki mały odważa się na czyny Pana i zacznie tonąć, a Pan wyciągnie rękę. I uzdrowił Pan chromego przy sadzawce Betesda. I klęknie Magdalena i wodą swych łez obmywać będzie stopy Pana i przebaczył Jej wiele, ponieważ bardzo umiłowała. I przeprawi się na drugi brzeg, by odpocząć nie co, aby przebywać z Ojcem. I klęknie Pan przed sługami i umyje im nogi, nogi zdrajcy, nogi tych, którzy stchórzyli, którzy się Go zaparli, jednako jak i tego, który wytrwa pod krzyżem i będzie uczył ich służyć. I umyje Piłat ręce, nie poznając Tego, który jest Życiem. I popłynęły strumienie wody żywej, z przebitego boku Jezusa na krzyżu, obmywając nas z brudu grzechu.
I dojrzewa Afryka do tego aby przebaczyć tym, którzy ją ranią.  Woda w naszej codzienności, która nas obmywa, pozwala przejrzeć się w swojej tafli, pochylając się zobaczyć swoje prawdziwe odbicie, woda która uczy prawdy. Gasi pragnienie, rodzi pożywienie, staje się źródłem bezpieczeństwa, gasząc ogień… Daj mi Panie czerpać ze źródeł wody życia, nie pozwól aby cierpiał ten najmniejszy, stworzony na Twój obraz i podobieństwo z powodu braku wody, daj mojemu sercu bić rytmem Afrykańskiej radości.

Dlaczego warto czytać lektury szkolne???

 
Częstotliwość zachorowań na malarię w Afryce, można porównać z częstotliwością grypy, jesienią, w Polsce.
Dopadał mnie ostatnio ta "Afrykańska Grypa"...
i gdybym nie przeczytała, od deski do deski Sienkiewiczowskiej powieści,
to pewnie bym się nieźle wystraszyła.
Do tej pory myślałam, że "zimnica" co 8 godzin i cała reszta bujnych objawów, których doświadczała biedna Nel, to tylko fikcja literacka.
A jednak się myliłam;-)
Cóż, człowiek uczy się całe życie, więc weryfikowanie wiadomości z 4 klasy Szkoły Podstawowej,
 w wieku 30- stu lat nie powinno nikogo dziwić.

 
Marzenia się spełniają, jeśli się w nie wierzy i realizuje z odwagą i jeśli są Wolą Bożą.
 Tylko wówczas, tak naprawdę czynią nas szczęśliwymi.
ŻYJĘ W AFRYCE!

czwartek, 2 maja 2013

"A Twoja Mama też jest biała??"

Rozmowa na przerwie międzylekcyjnej!


-Gosia, a jakiego koloru jest Twoja Przyjaciółka?
-Ania jest biała, tak jak ja.
-A Twoje Siostry?
-One też są białe, Agnieszka jest nawet, jeszcze bardziej biała niż ja.
-Niemożliwe, a Mama?
-Też...
-A chociaż Tata??
-On też i cała reszta mojej Rodziny i wszystkie Koleżanki, z którymi chodziłam do szkoły...
-A sąsiad?
-Hmy... Pan Krzysiu ma długą, brązową brodę, ale skórę też ma białą....
-Jak tak to przynieś nam zdjęcia!
-Ok, jutro na przerwie Wam pokarzę....
-WOW!! I naprawdę NIKT nie jest brązowy??
 
- Wy moje Skarby jesteście czekoladowe!

„Miałem pecha, bo urodziłem się w Afryce…”


„Miałem pecha, bo urodziłem się w Afryce…”
 

Taki podpis widnieje pod zdjęciem afrykańskiego dziecka, w książce o objawieniach Matki Słowa, w Kibeho, w Rwandzie. Chciałabym ,aby każde z dzieci, które mam na zdjęciu, mogło kiedyś podpisać swoją fotografię: „Miałem szczęście bo urodziłem się w AFRYCE!!”
 

Co czuje maleńkie, muzułmańskie serce???....


Nasza Szkoła, jest Szkołą Katolicką, jednak ze względu na to, że w całym kraju, są chyba tylko 4 Szkoły dla Dzieci głucho- niemych ( przynajmniej o tylu wiem) uczą się u nas dzieci różnych wyznań…

Pewnego razu, mówiłam na katechezie o Maryi, ukazując Ją jako Mamę Pana Jezusa. Szukałam największego obrazu, na którym Pan Jezus będzie jeszcze Dzieckiem, aby pokazać go moim uczniom i znalazłam Maryję Matkę Dobrego Pasterza.
 
 Po lekcji podeszła do mnie mała muzułmańska dziewczynka, mówiąc w języku migowym:

- Wasza Maryja jest fajna!

- Dlaczego?

-Bo pozwala Swojemu Synkowi bawić się z owieczką.

A to zdjęcie, to wspomnienie po "Obozie Wędrownym" , Tatry- 2010 rok.
 

środa, 1 maja 2013

A droga do szpitala pięknie pachniała kawą....

Ziarno kawy

 

     Córka przyszła do swojej mamy i powiedziała jej:

     - "Moje życie jest tak ciężkie, że nie wiem, czy warto żyć."
     Chciała z nim skończyć, była zmęczona aby walczyć. Zdawało się jej, że jeszcze nie zdąży załatwić jednego problemu a już przychodził nowy.
     Mama zaprowadziła ją do kuchni. Napełniła trzy garnki wodą i zostawiła aby się zagotowała. Woda zagotowała się bardzo szybko. Do pierwszego garnka włożyła marchew, do drugiego jajko a do trzeciego ziarenka kawy. Bez słowa zostawiła wodę aby się gotowała 20 minut. Kiedy upłyną czas, wróciła do kuchni i wyjęła na talerz marchew i jajko a do filiżanki nalała kawę. Spojrzała na swoją córkę i zapytała:
     - "Powiedz mi co widzisz?"
     - "Marchew, jajko i kawę", odpowiedziała córka.
     - "Dotknij marchew"
     Córka stwierdziła, że marchew jest miękka i rozpada się. Następnie podała jej jajko. Dziewczyna obrała jajko i stwierdziła, że jest ono twarde. Na koniec mama dała jej spróbować kawy. Córka uśmiechnęła się i zachwyciła się aromatem kawy.
     - "Mamo, co chcesz mi przez to powiedzieć?"
     - "Wiesz, wszystkie te produkty gotowały się, a każdy inaczej reagował. Marchew najpierw była twarda i mocna. Po ugotowaniu stała się miękka i sypka. Jajko najpierw było słabe a w środku ciekłe. Po ugotowaniu stało się twarde. Ziarenka kawy reagowały jednak całkiem inaczej. Po tym jak dostały się do wrzątku, zmieniły wodę!"
     - "Jaka jesteś?" spytała mama córkę. Kiedy przeciwieństwa pukają do twoich drzwi, jak zareagujesz? Jesteś jak marchew, jajko czy ziarenko kawy?
     - "Jesteś jak marchew, która wydaje się twarda, ale w cierpieniu i nieprzyjemnościach, stanie się miękka i straci swoją siłę? Jesteś jak jajko, które ma delikatne serce, ale zmiení się przez problemy? Jesteś prężna a trudy zmieniły cię w nieustępliwą? Albo jesteś jak ziarnko kawy? Ziarnko zmieni wodę, przetworzy problemy. I gdy tylko woda się zagotuje uwolni aromat i smak. Jeśli jesteś jak ziarnko kawy, staniesz się lepszą i chociaż wszystko kroczy ku gorszemu, ty zmienisz świat wokół siebie."
     Jak Ty reagujesz, przy różnych nieprzyjemnościach?
     Jak marchew, jajko czy kawa?
     W każdym razie, już teraz nie patrz tak samo na filiżankę kawy!


Autor nieznany

Małe co nie co z afrykańskiej zoologii...



Jak wąż może nauczyć porządku i systematyczności;-)?

Był taki miesiąc, że nie miałam czasu wypić kawy, a co dopiero posprzątać w pokoju i tak odwlekałam, odwlekałam, aż było już tyle kurzu, że jak to mój przyjaciel mówi, to nie koty latały po podłodze, tylko tygrysy, więc zabrałam się za sprzątanie… zamiatając pod łóżkiem, wymiotłam skórę węża… co oczywiście oznacza, że byliśmy przez jakiś czas współlokatorami. Szybko pobiegłam spytać Księdza co zrobić, gdzie się ukrył i jak go wypędzić??? Oczywiście wyglądałam na przerażoną, a metoda Piotrka wydała mi się tak irracjonalna, że w nią nie uwierzyłam i gdy tylko przyszedł do domu, ktoś bardziej kompetentny, jeśli chodzi o sprawy Afrykańskich gadów, to dopytałam. Trochę się zwiodłam, bo Evarist potwierdził metodę „białego”. Wystarczyło rozłożyć po domu, kilka maleńkich pojemniczków z benzyną, a węże, nawet te z ogródka koło domu uciekały co tchu w ogonie ;-D…

Po tym zdarzeniu jakiś czas sprzątałam regularnie…