Właśnie znalazłam początki swoich "afrykańskich notatek elektronicznych", ja się po dwóch latach nie mogę pohamować od śmiechu, a co dopiero jak będę wnukom opowiadała... Chociaż już czytałam książkę pt.: "Babcia w Afryce", więc czemu nie???....
Zapiski z 6 listopada 2011 roku
"Powoli poznaję życie w Afryce i na naszej misji, choć muszę przyznać, że to wcale nie jest takie proste, bo nawet stojąc na przeciw półki z produktami spożywczymi, zastanawiasz się co jest co?, bo większość rzeczy kupuje się od Arabów, więc nawet napisy nic nie mówią. Jednego razu stojąc tuż przed drożdżami i szukając z wielkim zapałem produktów do ciasta, wołam Proboszcza i pytam:
-Mietek, a w Afryce można kupić drożdże?
Zdarza się to wszystkim, więc w tym przypadku nie odbiegam od normy ;-)..."
"Trochę ciekawostek meteorologiczno- kulturowych...
W Afryce nie dzwoni się do drzwi, bo nie ma dzwonków, nie puka się, bo przeważnie drzwi wszystkich domów są otwarte, jeśli oczywiście dom ma drzwi, więc aby kogoś zawołać, albo dać znać, że się przyszło, klaska się w dłonie. Śmiejemy się, że jak na urlopie pójdziemy do teatru i zaczną bić brawo, to my będziemy pytać: Kto tam??? ;-)....
(....)
Jedyne do czego trudno mi się przyzwyczaić, to afrykańskie poczucie czasu, ciągle mam wrażenie, że źle zrozumiałam godzinę, na którą zapowiedzieli spotkanie... albo, że ją zmienili i zapomnieli mi o tym powiedzieć, a to po prostu już tradycyjne :" My mamy zegarki, a Oni mają czas"....
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz