wtorek, 21 maja 2013

Spotkałam bosego Jezusa

Od jakiegoś czasu czytam bloga Siostry Judyty, misjonarki z Kamerunu, dziś zamieściła posta o „kobiecej miłości do butów”, do której ja muszę się przyznać bez namysłu…
Ten post przypomniał mi dzień, w którym zdarzyło się więcej, niż czasem przez cały tydzień…
06. 03. 2013 rok
 
Niesamowity dzień, ten sam, w którym było poświęcenie Szkoły i wmurowanie Krzyża…
Kiedyś o Uroczystości,…
… ale to był też dzień „wielu spotkań”… Zaraz po uroczystościach przyjechały do mnie Siostry Karmelitanki, jedna z Nich, moja „Krajanka”, miała lecieć niebawem do Polski i przyjechały odebrać moje przesyłki, pożegnać się i poprosić, żebym do Ich szpitalika, oddalonego o 30 km, zrobiła zaopatrzenie w leki, jak tylko wróci prąd do miasta, co mogło nastąpić kolejnego dnia, albo za 2 tygodnie;-)… Siostry nie zdążyły odjechać, jak przyjechała kolejna Ekipa, po swoje przesyłki, z Księdzem, który zostawił u nas swój samochód, gdyż jechali jednym na północ, to było tez bardzo radosne spotkanie, bo jedna z tych Sióstr przywiozła mnie do Kamerunu, a potem nie widziałyśmy się 9 miesięcy, a to takie bratnie mi dusze, więc sama radość…. Gdy siedzieliśmy rozmawiając, kto, kiedy w Polsce odprawia rekolekcje, żeby ustalić kiedy najlepiej się spotkać i kto z kim gdzie pojedzie na kazania, na animację misyjną i do której Mamy jedziemy najpierw, dojechał do nas Ks. Stanisław (Dziadek) i radość znowu się pomnożyła… ale czas leci nieubłaganie (dla nas „białych”) i żeby każdy dotarł przed zmrokiem do swojej misji i nie kazał domownikom czekać na siebie, rozstaliśmy się i każdy ruszył w swoją stronę, a ja zostałam, jak to po gościach ze zmywaniem i mnóstwem prezentów, bo ktoś awokado przywiózł, ktoś inny grejpfruty, ktoś inny ananasy … i tak obdarowana usiadłam do Nieszpór, myśląc, że jak człowiek tak biega, jak ja w ostatnim czasie, to trudniej się modlić, trudniej spotkać Boga, spotkać się z Nim….. w trakcie modlitwy przypomniałam sobie, że zostawiłam w klasie mój Krzyż, nie chciałam żeby przeleżał tam noc i poszłam po Niego, drogą przez las to są 2 minutki… i tuż przed Szkołą, spotkałam chłopca, który próbował naprawić swoje „babuszki”- takie klapki, japonki basenowe, które kosztują niecałe 1 euro… „bogaci” w Afryce chodzą albo w pełnych butach, albo w sandałach, a biedni w babuszkach, przy całej inwencji twórczej i najbardziej rozwiniętej pomysłowości, to są takie „jednorazówki”, nie da się ich naprawić. Spotkałam bosego Pana Jezusa, więc dałam Mu buty, a wróciłam do domu  w skarpetkach ale z Krzyżem… Ten mój brak czasu ostatnio jest Bożym zabieganiem, Pan pozwala się spotykać każdego dnia, więc „ NIE BRAK MI NICZEGO”… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz